sobota, 29 sierpnia 2015

„Ameksyka. Wojna wzdłuż granicy” Ed Vulliamy

„Amerykanie sprzedają broń kartelom, które zabijają się nawzajem, by handlować narkotykami uśmiercającymi Amerykanów.” 
„Ameksyka. Wojna wzdłuż granicy” Ed Vulliamy 


foto: archiwum własne


Reportaż, za który autor otrzymał Nagrodę im. Ryszarda Kapuścińskiego w 2012 roku, zabiera czytelnika w podróż wzdłuż amerykańsko- meksykańskiego pogranicza. Tocząca się tam nieustannie wojna to nie jest typowy konflikt, nie chodzi o religię, wolność, rasę, „słuszną sprawę”, celem są wyłącznie wpływy i pieniądze płynące z handlu narkotykami. Walczą ze sobą zwaśnione kartele, policja, wojsko, a ofiarami są wszyscy obywatele.

Gangsterskie porachunki i morderstwa są tu chlebem powszednim, tak jak egzekucja opisana na wstępie książki, będąca wiadomością dla walczących ze sobą karteli. Autor przedstawia mafijne zbrodnie, sygnalizuje również wielkie operacje straży granicznej, takie jak Gatekeeper czy Hold the Line. Pogranicze rządzi się własnymi prawami, granica nie jest szczelna, pollos płacą ogromne sumy, aby przedostać się na terytorium USA i zawalczyć o lepszy byt dla siebie i swoich rodzin. Ed Vulliamy opisuje ten proceder, który często kończy się dla migrantów śmiercią. W 2011 roku światem wstrząsnęła historia czternastu imigrantów, którzy zmarli z odwodnienia i wycieńczenia, ich ciała znaleziono w pobliżu Drogi Diabła.

Opisy miast, takich jak Tijuana, San Diego, Ciudad Juárez, El Paso, Ciudad Acuña, Piedras Negras, Laredo, Ciudad del Carmen etc. przeplatane są historiami wojen pomiędzy kartelami, autor wielokrotnie wspomina rozłam między kartelem z Zatoki a Los Zetas, pisze również o kartelu z Sinaloa. Bardzo ciekawe fragmenty reportażu dotyczą kultu Santisima Muerte – Najświętszej Śmierci, mowa jest o tym, jak podszywa się on pod wizerunek Matki Boskiej z Guadalupe. Równie interesujące są opisy meksykańskich wierzeń, opowieści o dawnych bóstwach, powstaniu Drogi Mlecznej czy Czarnym Słońcu. Kult Santisima Muerte czy cześć jaką oddają Meksykanie Matce Boskiej z Guadalupe – wszystko to ma korzenie w przeszłości, w prekolumbijskich legendach, które w specyficzny sposób łączą się z katolicyzmem.

Piękne, niemal liryczne opisy przyrody kontrastują w książce z historiami brutalnych zbrodni. Autor dużo miejsca poświęca kobietobójstwu z Ciudad Juárez, przedstawia hipotezy wyjaśniające morderstwa, próby tuszowania zabójstw przez władze, nieustającą walkę rodzin o prawdę, do tej pory liczne śledztwa nie wskazały bowiem winnych. Ed Vulliamy wspomina dość dobry film, który powstał na kanwie tych wydarzeń w 2006 roku, zatytułowany „Miasto śmierci” z Jennifer Lopez i Antonio Banderasem w rolach głównych.

Szeroko opisane są także skutki porozumienia o wolnym handlu między Meksykiem a USA, na którym skorzystała przede wszystkim mafia, handel bronią, pranie brudnych pieniędzy. Podobnie jak Roberto Saviano w „Zero zero zero”, Ed Vulliamy stwierdza z przerażeniem, że „zyski z handlu narkotykami i działalności przestępczej to jedyny płynny kapitał inwestycyjny, którym dysponują banki stojące na krawędzi bankructwa”. W reportażu szczegółowo opisana jest afera związana z praniem brudnych pieniędzy przez Bank Wachovia, który ku zaskoczeniu autora, opinii publicznej i śledczych został, na mocy ugody zawartej z rządem USA, oczyszczony z zarzutów (mimo silnych dowodów takiego procederu).

Książka ta znakomicie opisuje zawiłości życia na pograniczu meksykańsko- amerykańskim, wojny narkotykowe, przemyt broni, morderstwa, ekonomiczno-polityczne powiązania karteli z bankami, próby zastraszania dziennikarzy, a także dawne wierzenia, kulty, codzienność zwykłych mieszkańców opisywanych miast. Lektura ta jest trudna w odbiorze, dla mnie była miejscami zbyt chaotyczna, autor opisywał pewne wydarzenia, po czym kilka rozdziałów dalej do nich powracał nakreślając sytuację prawie od początku, te powtórzenia były denerwujące, zwłaszcza temat wewnętrznych konfliktów między kartelem z Zatoki a Los Zetas. Nużące były także wynurzenia kierowców ciężarówek opisane w jednym z rozdziałów. Mimo to zachęcam do sięgnięcia po ten reportaż.

foto: Pixabay

czwartek, 20 sierpnia 2015

„Linia zanurzenia” Jean Hatzfeld

„Talent reportera nie jest kwestią literackich zdolności, jedynie postawy, to sztuka oddalania się i stawania z boku, pomiędzy miejscem, z którego się przybywa, i tym, do którego się jedzie, sztuka nakreślania swego rodzaju trójkąta, trzymania się na dystans w stosunku do swoich czytelników, a także do wojny. Nie gdzieś w połowie drogi, ale z boku, samotnie, a wtedy, jeśli jesteśmy przekonani, że 'tu' i 'tam' będą musiały kiedyś współżyć, obraz świata, jego odzwierciedlenie oraz styl przyjdą same z siebie.” 
„Linia zanurzenia” Jean Hatzfeld 

foto: archiwum własne


„Linia zanurzenia” to zupełnie inna odsłona talentu słynnego, francuskiego reportera, tym razem autor próbuje swoich sił w prozie. Jest to powieść bardzo osobista i choć główny bohater – Frédéric ma wiele cech, które możemy przypisać Jeanowi Hatzfeldowi, nie mamy do czynienia z autobiografią. Nie jest to również suma wojennych doświadczeń autora, raczej przejmująca historia miłosna, niestety pozbawiona happy endu. Frédérica, reportera dziennika „Libération”, podobnie jak pozostałych reporterów, poznajemy nie na linii frontu w Czeczenii, Izraelu, Libanie, Iraku czy Rwandzie, tylko w momencie powrotu do codzienności, do Paryża. Hatzfeld opisuje zmagania bohatera związane z dostosowywaniem się do realiów życia w metropolii, w czasach pokoju, próby ułożenia sobie relacji z przyjaciółką – Emese. Jednocześnie wojna jest stale obecna w tle. Na linii frontu Frédéric staje się czujnym obserwatorem, pokazuje okrutne konflikty, dociera do zwyczajnych mieszkańców i przedstawia ich relacje, natomiast w Paryżu czytelnik może odnieść wrażenie, że reporter ślizga się po powierzchni życia. Praca w redakcji gazety, wieczory z przyjaciółmi, związek z Emese nie dają mu spełnienia, myślami wiecznie jest gdzie indziej, stale przeżywa i przyzywa swoje podróże, jest uzależniony od adrenaliny, która towarzyszy jego eskapadom. W niewielkim stopniu dzieli się z przyjaciółmi swoimi doświadczeniami, tylko tacy jak on są w stanie zrozumieć, co przeżywa. Wojna go przyciąga, nie potrafi długo zagrzać miejsca u boku przyjaciółki, w końcu wraca na miejsce konfliktu, ucieka, gdy Emese śpi. Wojna jest wspólnym mianownikiem dla wszystkich bohaterów książki i opisywanych wydarzeń. „Nie wiem czy po każdej wojnie ludzi ogarnia takie samo poczucie bezsensu. Przerażenie ogromem zniszczeń, zgoda, ale bezsens? Nie możesz sobie wyobrazić, jaki panuje tu smutek. Atmosfera wyjątkowo gorzka i ponura, depresja i pesymizm” - to słowa z listu jednej z przyjaciółek Frédérica – Jasnej, stale przebywającej w Vukovarze. Hatzfeld porusza też inny problem, odbiorców wojennych reportaży. Dziennikarze piszą, dzielą się w notatkach dla redakcji traumatycznymi przeżyciami, natomiast ludzie czytający gazety nie zawsze właściwie rozumieją przekaz, czasem nie chcą go odebrać. Przyjęcie do wiadomości wydarzeń, chociażby z Rwandy, zajęło opinii publicznej przeszło dziesięć lat. 
Linia zanurzenia wskazuje największe dopuszczalne zanurzenie statku w różnych okolicznościach i różnych porach roku. Statek może się maksymalnie zanurzyć do górnej krawędzi linii odpowiedniej dla strefy, w której się znajduje. Mniejsze zanurzenie (większa wolna burta) zapewnia statkowi zapas pływalności i większą wysokość pokładu oraz nadbudówek nad wodą, co zmniejsza szanse na jego uszkodzenie i zatopienie w warunkach złej pogody.* 
Jest to dobra metafora pracy reportera w rejonach pogrążonych w konflikcie, dziennikarz jest obecny, uczestniczy w wydarzeniach, ale jednocześnie konieczne jest zachowanie rezerwy, nie zanurzanie się całkowicie w opisywaną historię. Chłodna analiza sytuacji umożliwia bowiem przeżycie. W przypadku Frédérica, po wielu latach wyjazdów i powrotów, wojennego przyciągania, ten dystans niebezpiecznie się zmniejszył, co doprowadziło do tragedii. 
„Linia zanurzenia” powstała między drugim a trzecim zbiorem znakomitych reportaży z Rwandy. Warto przeczytać tę książkę, gdyż ukazuje życie i pracę reporterów od nieznanej laikom strony. Znamienne jest to, że wielcy korespondenci wojenni sięgają po fikcję literacką, by opowiedzieć o swoich przeżyciach. Przykładem może tu być, oprócz Jeana Hatzfelda, Oriana Fallaci i jej powieść - „Inszallah”.

* źródło: Wikipedia

sobota, 15 sierpnia 2015

„Klub Dumas” Arturo Pérez-Reverte

"Gdy rzecz dotyczy literatury, inteligentny czytelnik skorzysta, nawet jeżeli strategia gry uczyni zeń ofiarę. Podzielam pogląd, że rozrywka jest doskonałym motywem do gry. A także do czytania powieści bądź ich pisania." 
"Klub Dumas" Arturo Pérez-Reverte

foto: archiwum własne


„Klub Dumas” hiszpańskiego pisarza, autora między innymi „Królowej Południa”, „Fechmistrza”, „Szachownicy flamandzkiej”, „Cmentarzyska bezimiennych statków”, to solidna porcja literatury przygodowej z elementami kryminału i powieści gotyckiej. Mamy do czynienia z wielopoziomową grą, pomiędzy czytelnikiem a autorem, który wielokrotnie zdaje się puszczać do nas oko, bohaterami, silnymi, wyrazistymi postaciami, a nawet narratorami i pisarzami wymienionymi w powieści. Dwa znakomite dzieła - „Wino andegaweńskie”, czyli 42 rozdział „Trzech muszkieterów” Aleksandra Dumasa oraz „Dziewięcioro wrót do królestwa cieni” autorstwa Aristide Torchii trafiają w ręce Lucasa Corso, tropiciela rzadkich książek. Co łączy te dwie pozycje? To zagadka, nad którą głowi się główny bohater. Ciekawszy wątek, moim zdaniem, to ten dotyczący „Dziewięciorga wrót”. Corso ma za zadanie sprawdzić autentyczność trzech egzemplarzy, które zachowały się do naszych czasów. Podejrzewa się, że w którymś z nich (a może we wszystkich trzech?) Torchia ukrył klucz służący do przyzywania sił ciemności, Szatana. Zagadkowe ryciny, tabele porównawcze na podobieństwo tych użytych przez Umberto Eco przy badaniu Hanau pozwalają czytelnikowi rozwiązywać rebus ukryty w książce wraz z Lucasem Corso. Jest to fascynująca zabawa. Na kartach powieści odkrywamy świat bibliofili, kolekcjonerów, znakomitych introligatorów. Tajemnicze powiązania, czasami brutalność i bezwzględność w dążeniu do celu – zdobycia rzadkich egzemplarzy cennych woluminów, mogą budzić przerażenie. Smaczku historii dodają postacie kobiece – Liana Taillefer, hojnie obdarzona przez naturę, nie waha się używać swych wdzięków do niecnych celów, prawdziwa femme fatale, zielonooka Irene Adler (jedyna kobieta, która swego czasu pokonała Sherlocka Holmesa), opiekunka Corso, która wielokrotnie ratuje go z opresji, „zakochany diabeł” oraz literaturoznawczyni, baronowa Frida Ungern z rozbrajającym uśmiechem i błyskotliwym umysłem. Każdy rozdział „Klubu Dumas” poprzedzony jest cytatem, pochodzą one głównie z powieści przygodowych, historycznych, z gatunku „płaszcza i szpady”, a także z kryminałów. Nie budzi zdziwienia fakt, że najczęściej przytaczanym autorem w książce jest  Aleksander Dumas. Reverte przywołuje też wiele faktów z biografii słynnego powieściopisarza. Ciekawe ile z dzieł mistrza zostało napisane jego ręką, a ile z pomocą ghostwritera – Augusta Maqueta? Przygody Corso, krążenie między Paryżem, Toledo, Sintrą, Meung, fascynująca zagadka, tajemnicze morderstwa, ciekawi bohaterowie, bogactwo cytatów i nawiązań sprawiają, że przy tej lekturze nie sposób się nudzić. Każdy, kto kocha książki, znajdzie tu coś dla siebie. Zaskakująco trafna jest diagnoza rynku wydawniczego postawiona przez Reverte w pierwszym rozdziale powieści: "Stanowczo zbyt wielu ludzi wydaje dwustustronicowe opisy własnych wstrząsających przeżyć doznanych podczas przeglądania się w lustrze" .
„Klub Dumas” omawiałyśmy w ramach spotkań Domowego Klubu Książki u Natalii z Kroniki Kota Nakręcacza. Rzadko bywamy tak jednomyślne w swoich ocenach, a powieść bardzo nam się podobała. Warto przy okazji wspomnieć film Romana Polańskiego zatytułowany „Dziewiąte wrota”. Jest to dosyć luźna adaptacja powieści. Z „Klubu Dumas” pozostał jedynie klub, rękopis „Wina andegaweńskiego” i wszelkie nawiązania do Aleksandra Dumasa zniknęły. Postacie wyglądają inaczej, Flavio La Ponte (przyjaciel Corso) ginie prawie na początku, Boris Balkan okazuje się być mózgiem całej afery, a postać Varo Borji całkowicie znika. Literacki klub Dumas to w filmie okultystyczna sekta. Za to Johnny Depp w roli Lucasa/Deana Corso jest znakomity. Uważam też, że zakończenie stworzone przez Romana Polańskiego jest dużo lepsze, niż to przedstawione w powieści. Warto przeczytać książkę i obejrzeć film, polecam.


foto: Natalia Szumska, Kronika Kota Nakręcacza

„Angole” Ewa Winnicka

foto: archiwum własne
„Angole” to opowieść o słodko – gorzkich losach polskich emigrantów w Wielkiej Brytanii i Irlandii. Ewa Winnicka oddaje głos „najeźdźcom” (tak określają tam Polaków sami Brytyjczycy), niektóre historie to pozytywne przykłady na to, że za granicą bez problemu, dobrze przygotowani, wykształceni ludzie zdobywają wysokie stanowiska i pną się po szczeblach kariery, inne- a takich jest większość, są obrazem nieprzystosowania, walki o przetrwanie, codziennych zmagań z szokiem kulturowym. Jakie są motywacje ludzi, którzy uciekają z własnego kraju, by za granicą budować swoją przyszłość? Jak bardzo trzeba być zdesperowanym, by wyjechać z ojczyzny nie znając ani jednego słowa w obcym języku? Przed czym uciekają emigranci? Niektórzy przed biedą, zobowiązaniami finansowymi, płaceniem alimentów, wyrokami polskich sądów, inni pragną się po prostu sprawdzić w nowej rzeczywistości. Nie ulega wątpliwości, że Ci ludzie chcą pracować, marzą o lepszym starcie, w kraju niestety nie ma na to szans. W Wielkiej Brytanii i Irlandii nie odbierają nikomu posad, szczelnie wypełniają dziury na rynku pracy, w wielu dziedzinach okazują się być szybsi i zdolniejsi od autochtonów. Podejmują się również zajęć, których rdzenni mieszkańcy wykonywać po prostu nie chcą, a przecież od dzieciństwa wpaja się nam przekonanie, że „żadna praca nie hańbi” i każdy zawód należy szanować. Z ust Moniki, lat 38, bohaterki tekstu „Nie chcę półżycia” dowiadujemy się dlaczego Polacy napotykają za granicą trudności. Jej zdaniem winny jest brak myślenia. Często podejmują spontaniczną decyzję o wyjeździe, nie wiedzą co ich czeka, nie są przygotowani prawnie ani językowo, nie mogąc poradzić sobie z zastaną rzeczywistością zaczynają pić, lekceważyć obowiązki, bądź też od początku trafiają na nieuczciwego pracodawcę, od którego trudno się uwolnić. W zbiorze „Angole” autorka przedstawia zarówno przykłady tych, którym się powiodło, jak i losy osób, którym nie udało się odnaleźć w obcym, nieprzyjaznym świecie. Mamy tu drobnych cwaniaczków, sprzątaczki, pracowników fabryk, restauracji, menadżerów, dyrektorów, ludzi pracujących na budowie oraz bezdomnych, którym niestety życie na emigracji dało się mocno we znaki. Jest coś niezdrowego, a zrazem głęboko fascynującego w podglądaniu życia zwykłych ludzi. „Angole” to swoiste ostrzeżenie, rozpoczynanie nowego życia za granicą często wymaga poświęceń, zmiany sposobu myślenia, trzeba sobie odpowiedzieć na pytanie, jeszcze przed wyjazdem, czy na pewno jest się na to gotowym. Bezrefleksyjna ucieczka z kraju i zaklinanie rzeczywistości - „jakoś to będzie” na pewno nie zdadzą za granicą egzaminu. Ten najazd, przeszło dwa miliony Polaków, zmienia brytyjską rzeczywistość, wzbudza niechęć rdzennych mieszkańców. Z drugiej strony jaka jest recepta polskiego rządu na zatrzymanie emigrantów? Afery, skandale, korupcja, coraz śmielsze mieszanie się Kościoła w politykę zamiast poważnej debaty publicznej na temat sytuacji mieszkaniowej, pomocy na starcie dla młodych rodzin, szykanowania przedsiębiorców, kłopotów służby zdrowia na pewno nie pomagają, a jedynie mogą decyzję o ewentualnym wyjeździe przyśpieszyć. Książka „Angole” została nominowana do Nagrody Literackiej Nike 2015. Reportaż uzupełniają piękne fotografie. Polecam.

środa, 12 sierpnia 2015

„Ostatni krąg” Drauzio Varella

„Lasciate ogni speranza, voi ch’entrate.” 
“Divina Commedia” Dante Alighieri

foto: archiwum własne

“Ostatni krąg” to mroczny, brutalny, wstrząsający reportaż o największym więzieniu w Brazylii – Carandiru. Napisany doskonale, nie sposób się oderwać od lektury. Drauzio Varella, lekarz onkolog, przeniknął do więziennego świata jako wolontariusz. Prowadził w Carandiru badania epidemiologiczne dotyczące populacji pacjentów zarażonych wirusem HIV. Więźniowie otwierali się przed Varellą, chętnie rozmawiali o swoim życiu, pobycie w zakładzie karnym, kodeksie przetrwania, który obejmuje każdego, kto przekroczy mury zakładu karnego. Lekarz był świadkiem zabójstw, rozbojów, samosądów, obserwował przez dziesięć lat trudne warunki życia w poszczególnych blokach, a także zachowanie strażników. W codziennej pracy w zaimprowizowanej przychodni pomagali mu więźniowie, jak się okazuje utalentowani pielęgniarze, ze smykałką do leczenia. Umiejętności, zwłaszcza Edelso, mogłyby wprawić w zdumienie niejednego prawdziwego lekarza. Genialny diagnostyk, o ogromnej wiedzy na temat leków szybko stał się „prawą ręką” doktora Varelli. 
Autor opisuje układ budynków na terenie zakładu karnego, poszczególne pawilony, wiele rozdziałów poświęconych jest walce z uzależnieniem od kokainy (populacja zakażonych wirusem HIV zmniejszyła się dopiero, gdy więźniowie przeszli od wstrzykiwania narkotyku dożylnie do palenia kryształków „cracku”). Historie poszczególnych więźniów, ich pobytów w przychodni, w zakładzie karnym, są zestawione z opowieściami o wcześniejszym życiu na wolności. Varella nie boi się poruszać trudnych tematów, opisuje, co czeka w więzieniu gwałcicieli, pisze bez ogródek o homoseksualizmie, transwestytach. Ciekawe są wzmianki o manekinach - w razie nalotu strażników biorą oni na siebie winę w przypadku znalezienia zakazanych przedmiotów w celi oraz o wściekłej mańce (tradycyjnej więziennej wódce). 
Książka kończy się mocnym akcentem. Autor opisuje bunt, który był przyczyną tzw. „masakry 111”, w 1992 roku. Więźniowie postanowili zawalczyć o godne warunki odbywania kary (wszystko zaczęło się od zwykłej kłótni), protestowali przeciwko nieludzkiemu traktowaniu w zakładzie karnym. W odpowiedzi odziały szturmowe PM (Policia Militar) krwawo rozprawiły się z buntem - 111 więźniów (to oficjalne liczby) zginęło od kul z broni automatycznej. Ta brutalna akcja spotkała się z międzynarodową krytyką, wywołała również sprzeciw i oburzenie samych Brazylijczyków. W 2002 roku Carandiru zostało zamknięte, a następnie wyburzone. 
Z punktu widzenia farmaceuty interesujące są wzmianki o wronogu podwójnym, zielu o właściwościach leczniczych, u nas szerzej nieznanym oraz o Biotoniku Fontoury, preparacie mineralno- witaminowym o działaniu wzmacniającym, wynalezionym przez brazylijskiego aptekarza – Candida Fontourę w 1910 roku. W 2003 roku Hector Babenco nakręcił na podstawie reportażu „Ostatni krąg” film zatytułowany „Carandiru”. 

słynny tonik, stosowany do dziś, zdjęcie pochodzi ze strony producenta specyfiku

środa, 5 sierpnia 2015

„Fish change direction in cold weather” Pierre Szalowski

„Niczego w życiu nie należy się bać, należy to tylko zrozumieć.” 
Maria Skłodowska- Curie

foto: archiwum własne


Debiutancka powieść kanadyjskiego pisarza to ciepła, wesoła, miejscami wzruszająca historia o tym, że gdy czegoś pragniemy, cały wszechświat potajemnie sprzyja naszym marzeniom. Książka ta przypomina nam, że możliwe są szczęśliwe zakończenia nawet najbardziej dramatycznych historii i nigdy nie należy się poddawać. 
Jedenastoletni chłopiec, tuż po Bożym Narodzeniu, w 1998 roku, dowiaduje się, że jego rodzice postanowili się rozstać. Tata wyprowadza się do letniego domku, mama zostaje z nim w montrealskim mieszkaniu. Bohater zwraca oczy ku bezkresnemu niebu i prosi je o interwencję. Następnego dnia chłodny front atmosferyczny przynosi opady marznącego deszczu, cała okolica pokrywa się lodem. Przeciążone linie energetyczne pod wpływem lodowego ciężaru zaczynają pękać, w domach brakuje prądu. Żeby przetrwać sąsiedzi, dotąd zdystansowani, milczący, nie nawiązujący bliższych więzi, muszą działać wspólnie. Katastrofa pogodowa to nowy początek dla wielu z nich. Homoseksualna para – Michel i Simon otwiera swe drzwi i przygarnia sąsiada Alexisa wraz z jego synem Alexem. Alexis, dotąd homofob i alkoholik zmienia swoje poglądy i życie o 180 stopni pod wpływem tej nieoczekiwanej znajomości. Julie, striptizerka z nocnego klubu postanawia rzucić pracę po tym jak na progu jej domu staje ekscentryczny rosyjski matematyk – Boris i prosi ją o pomoc w ratowaniu rybek. W jego mieszkaniu zabrakło prądu, a właśnie pisze doktorat. Kluczowa dla jego pracy naukowej jest obserwacja ryb w akwarium, w 32°C zwierzęta te pływają w ściśle określonym kierunku, każda zmiana temperatury wpływa niekorzystnie na zaplanowany eksperyment. Zajęci sobą młodzi kochankowie w pewnym momencie tracą czujność, woda w akwarium ma teraz zaledwie 19°C, a tymczasem ryby zaczynają się zmieniać, teraz pływają w parach, po zupełnie innej trajektorii. Gdy zabraknie prądu na całej ulicy wszyscy sąsiedzi jednoczą się, aby pomóc w ewakuacji domu starców. Co z rodzicami jedenastolatka? Czy znajdą sposób, aby ponownie być razem? Podczas usuwania lodu z dachu letniego domku ojciec bohatera ulega wypadkowi. Z połamanymi rękami jest zmuszony wrócić do domu i prosić żonę o pomoc w wykonywaniu najprostszych czynności. To, oraz pewna spontaniczna sąsiedzka impreza, a także wydarzenia w domu starców, zbliża do siebie małżonków. Powieść kończy się klasycznym happy endem. Nie należy tu oczekiwać intelektualnych wyżyn, język jest prosty, humor miejscami toporny. Jeden z internautów napisał, że to opowieść o miłości, wódce, o ujawnianiu się (chodzi o Simona i Michela i ich seksualne preferencje) i bardzo mroźnej pogodzie. Lekka, przyjemna lektura, w sam raz na upalne popołudnie. 
Książka wpisuje się w trend, który można ostatnio zaobserwować w dość dużej liczbie powieści. Ukazuje w prześmiewczy sposób poważne problemy takie jak imigracja, homofobia, obnaża stereotypy dotyczące wychowywania dzieci. W ubiegłym roku na rynku wydawniczym pojawiło się wiele tego typu powieści. Jonas Jonasson napisał „Stulatka, który wyskoczył przez okno i zniknął”, gdzie walczy ze stereotypami dotyczącymi starości. Jego bohater jest całkowicie sprawny fizycznie, żądny przygód, nie godzi się na zamknięcie w domu opieki, ucieka. W „Analfabetce, która potrafiła liczyć” ten sam autor poddaje z kolei pod rozwagę problemy rasizmu, nietolerancji, obnaża stereotypy dotyczące poziomu intelektualnego czarnej ludności. Jeśli jednak chodzi o humor, styl, sposób tworzenia opowieści Pierre Szalowski najbardziej przypomina mi francuskiego pisarza Romaina Puertolasa, autora książki „Niezwykła podróż fakira, który utknął w szafie IKEA”. Jest to lekka, zabawna opowieść o indyjskim fakirze, który postanawia udać się do Francji, aby kupić nowe, najeżone gwoździami łoże. Podczas podróży dojrzewa, przestaje myśleć tylko o sobie, odnajduje miłość i spokój sumienia (w przeszłości często uciekał się do oszustwa i kradzieży, teraz jest czysty jak łza). 
Pierre Szalowski to niespokojny duch. Zanim postanowił napisać omawianą powieść chwytał się wielu zajęć. Był/jest fotografem, dziennikarzem, grafikiem komputerowym, współwłaścicielem firmy produkującej gry video, scenarzystą, doradcą politycznym.

wtorek, 4 sierpnia 2015

Akcja klasyka: reaktywacja :)

Już od jakiegoś czasu obserwuję z nieskrywaną radością tendencję wydawców do sięgania po zapomniane dzieła, otrzepywania ich z patyny czasu i nadawania im drugiego życia. W zeszłym roku udało mi się przeczytać “Diamentowy plac” Merce Rodoredy (1962), “Pianę dni” Borisa Viana (1947), “Fahrenheit 451” Ray'a Bradbury'ego (1953) i “Profesora Stonera” Johna Williamsa (1965), lecz zapewne listę tę można by wydłużać w nieskończoność. Powrotem do klasyki próbuje zainteresować czytelników Gazeta Wyborcza i Instytut Książki, nazywając to nowym kanonem. Akcji partneruje także Program Trzeci Polskiego Radia i Lubimyczytać.pl.


foto: archiwum własne


Przez zespół księgarzy, krytyków i dziennikarzy (Izabella Kaluta i Szymon Kloska z Instytutu Książki, Karol Pęcherz z wrocławskiej księgarni Tajne Komplety, Viola Wojda z gdańskiej księgarni Firmin, Tomasz Brzozowski prowadzący w Warszawie księgarnię Czuły Barbarzyńca, Jerzy Sosnowski z radiowej Trójki, Łukasz Grzymisławski i Juliusz Kurkiewicz z "Wyborczej") została stworzona lista dzieł spełniających wymogi nowego kanonu i obejmuje rzeczy wydane lub wznowione w ostatnim roku: 

  • "PONAD ŚWIATEM" Paula Bowlesa (Świat Książki) 
  • "FABRYKA ABSOLUTU" Karela Capka (Dowody na istnienie) 
  • "DOM I JEGO GŁOWA" Ivy Compton-Burnett (W.A.B.) 
  • "ZATRACENIE" Osamu Dazai (Czytelnik) 
  • "OBRAZY WŁOCH. FLORENCJA" Pawła Muratowa (Zeszyty Literackie) 
  • "ZABITE" Jorge Ibarguengoitii (Universitas) 
  • "POGARDA" Alberto Moravii (W.A.B.) 
  • "RZECZY" Georgesa Pereca (Lokator) 
  • "KRYPTA KAPUCYNÓW" Josepha Rotha (Austeria) 
  • "PROFESOR STONER" Johna Williamsa (Sonia Draga) 


Cały tekst można przeczytać tu.

Ja proponuję Wam moją subiektywną listę, na którą składają się następujące tytuły: